top of page

Katarzyna Bonda: Prawda jest córką czasu

W tej książce nie ma ani słowa o miłości. Tytuł jest przewrotny, prawda? Miłość to stan dobra. To zaufanie, spokój, współpraca i przyjemność. To, co serwuje bohaterom Daniel Skalski, bohater tej opowieści, jest narkotykiem. To diler emocji – mówi serwisowi Coffeewriters UMK Katarzyna Bonda, która powraca do enigmatycznego świata literatury dzierżąc „Miłość czyni dobrym”.

Kamil Piłaszewicz: Dzień dobry Pani Katarzyno. Nie wiem jak Pani, ale za każdym razem gdy siadam do układania pytań dla Pani, stresuję się bardziej, niż student przed obroną pracy… Katarzyna Bonda: A dzień dobry. Taka jestem przerażająca, czy tak wiele Pan o mnie wie? Mam nadzieję, że za regularne zaczepianie o wywiad, jeszcze nie zapracowałem na zabicie w następnej powieści… (śmiech) – W dobie pandemii dobrze z kimś pogadać… I czy mam rozumieć, że niniejszym składa pan zamówienie? Bo jeśli tak, to siedzę akurat w zapisie i mam do obsadzenia jeszcze parę roli niegodziwców… Pogadajmy, zobaczymy, co pan przeskrobie! (śmiech) Ale już tak poważnie, to myślę, że ten stres pojawia się dlatego, że chciałbym choć z raz nie wypaść blado przy Pani, a olśniewający blask Pani oślepia, oj oślepia… (uśmiech) – Hmm… W mediach społecznościowych napisała Pani, że „Zło, które czynią tacy ludzie, często ukryte jest pod piękną maską…” – przyjmując, że staram się być miłym, chociaż czytelnik tej rozmowy już pewnie uważa, że się podlizuję rozmówczyni… To powinienem się obawiać zainteresowania ze strony służb? (śmiech) – To zależy, co ma pan za uszami… (śmiech) Każdy z nas ma tam sporo pochowane… A w żarcikach jest tylko odrobina żartu, reszta to prawda. Kiedy zabierałam się za książkę o człowieku, który kłamstwa wypuszcza jak drzewo liście, nie mogłam tego w sobie pomieścić. Bardziej identyfikuję się z jego ofiarami niż z nim, a musiałam to jakoś zapisać. Być może to naiwne, ale całe życie sądziłam, gdyż jak wiadomo wychowywano mnie na grzeczną dziewczynkę, że należy oceniać ludzi własną miarą. A więc przestępcy jawili mi się jako postaci z nieco innej planety. Agresja fizyczna, przemoc psychiczna, brak empatii, ból, lęk i narzędzia zbrodni… Tak zwykle wyobrażamy sobie szanującego się bandytę. Tymczasem psychopaci są wśród nas i większość z nich jest niezwykle czarująca. Nie wierzę, że nigdy w życiu nie został Pan oszukany. Może Pan nie odpowiadać… Ja kilka razy padłam ofiarą osób, którym zaufałam, wierzyłam w ich dobre intencje i dawałam się wodzić za nos. Kiedy zorientowałam się, że zostałam okradziona, wykorzystana i siedziałam w jamie z otwartą buzią, że wszystko wygląda inaczej, niż ja uważałam, a każde słowa i obietnice były iluzją, było już za późno. Co gorsza zostałam z poczuciem winy, że sama sobie na to zasłużyłam, bo byłam naiwna i głupia. Tę książkę napisałam dla takich właśnie ludzi – dobrych ludzi, którzy dali się oślepić iluzjom mistyfikatora. Tacy ludzie są moim zdaniem o wiele bardziej niebezpieczni, niż przestępcy grasujący w parkach, czy ciemnych bramach, bo ich manipulacje trudniej wykryć. Działają w białych rękawiczkach i nie zostawiają po sobie śladów zbrodni. Jedynym sposobem na obronę przed nimi jest godność i jasne spojrzenie na sytuacje. Stąd też tytuł tej książki “Miłość czyni dobrym”, jest on oczywiście przekorny, to taki wytrych jaki stosują psychopaci, by uwikłać dobrego człowieka. Ale tak poważnie, to znowu czytając Pani dzieło trafiłem w emocjonalny wir, który jak złapał, to wypluł dopiero po przebrnięciu przez ostatnią stronę… Mogłaby Pani opisać kogoś mniej… rzucającego się w oczy? Nie żebym kogoś sugerował, no skąd… (śmiech) – Człowiek, którego zdecydowałam się uczynić głównym bohaterem to człowiek sprytny, ambitny i pozbawiony skrupułów. Nie jest wybitnym intelektualistą, nie chce się rozwijać, uczyć, nigdy nie zrobił niczego dla innych. Interesuje go tylko gra. Za cel ustawia szybkie i wielkie pieniądze, bo chce się poczuć Kimś, przez wielkie “K”. Nie mam dla niego litości i nie szukam wyjaśnień, dlaczego taki się stał. Interesował mnie mechanizm jego działania oraz to, w jaki sposób zbudował swoje imperium. To historia wzięta z życia (jest to założenie serii „Wiara – Nadzieja – Miłość”, gdyż każda z nich inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami i aktami spraw) i nawet jego wrogowie, ludzie z organów ścigania dziwili się jak człowiek bez wykształcenia zrobił taką “karierę”, bo była ona międzynarodowa. Szajka w której działał to stado podobnych mu oszustów z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, Szwajcarii, Holandii, Nowej Zelandii, Australii, Brazylii i innych krajów. Kiedy czytałam akta, nie wiedziałam, które nazwiska są prawdziwe, a które są jedynie fałszywymi personaliami. Śledczy, którzy pracowali nad tą sprawą przyznawali, że sami nie mają pewności. Nie tylko Skalski (nazwisko zmienione) miał wiele fałszywych osobowości. „Młodzi ludzie bywają zarozumiali, ale czasami zdarza się ktoś nad wyraz uzdolniony” – odkąd trafiłem na to zdanie z dzieła, któremu poświęcamy teraz czas, cały czas chodzi za mną jedna myśl… Co ja Pani zrobiłem, że jestem opisywany w pierwszym fragmencie tego cytatu? (śmiech) – Cieszę się, że zna Pan swoją wartość w tym wieku. Mnie tego brakowało. To naprawdę dobry start. Niech się Pan tego trzyma i nie da podważyć własnego autorytetu. Jest różnica między pychą a poczuciem własnej wartości i widoczna jest już na pierwszy rzut oka. Czyny. To, co i jak Pan robi dla innych oraz w jakim dziele się Pan spełnia. Resztę zostawiam już pod Pana rozwagę.­­­.. Oboje wiemy, że wywiady powinno się prowadzić jakoś inaczej, tak bardziej schematycznie, ale bądźmy poważni, gdybym zaczął pytać, która Pani książka powinna stać się lekturą szkolną, to odpowiedź na maila z pytaniami zobaczyłbym jak zrozumienie polityków u wyborców, prawda…? (śmiech) – Moje dziecko i jej znajomi uważają, że to powinien być “Okularnik”, ale ja nie miałabym nic przeciwko temu, by to była właśnie “Miłość czyni dobrym”. O tym, że istnieją ludzie, którzy poświęcają życie, by wkręcać nam różne bajeczki, a potem rabować nasze zasoby, dzieciaki powinny uczyć się od przedszkola. A nie ma nic lepszego, niż przygodowa powieść kryminalna. Przy okazji dobrej zabawy człowiek wiele może sobie uświadomić. A propos polityków, nawiązuję do nich, ponieważ odnoszę wrażenie, że „Miłość czyni dobrym” to taki pstryczek w nos dla wszystkich, którzy myślą, że jak ma się władzę, to już ma się wszystko… – Prawda jest córką czasu. Nie wierzę, że jakiekolwiek kłamstwo może zostać pod płaszczem prawdy na zawsze. Jeśli ktoś udaje, zawsze zostanie ujawniony. Czy to się stanie wcześniej, czy później – to już zależy od poziomu makiawelizmu tej osoby, natomiast stanie się z pewnością. Ten, kto lubi zakładanie masek i czuje się w nich komfortowo, skazuje się jednak na nieustanną ucieczkę. Ja nie chciałabym żyć w lęku, ale każdy wybiera swoją życiową ścieżkę samodzielnie.

Magdalena Łuniewska/Uroda Życia

Nie lubię gdybać, więc sobie polemizujmy… (śmiech) Gdyby nie miłość, to jeden z największych oszustów III RP działałby sobie dalej jak gdyby nigdy nic? – W tej książce nie ma ani słowa o miłości. Tytuł jest przewrotny, prawda? Właśnie o tym opowiadam w tym tomie. Miłość to stan dobra. To zaufanie, spokój, współpraca i przyjemność. To, co serwuje bohaterom Daniel Skalski, bohater tej opowieści, jest narkotykiem. To diler emocji, zgadza się. Bo wszystkie ofiary, czy to biznesmeni, kobiety, rodzina, dzieci, wspólnicy a nawet Natasza, która na początku zakochuje się w Skalskim i jego idealnym wizerunku, chcą od niego tej adrenaliny, haju i odlotu. To książka o ludziach uzależnionych od tych emocji. Zatrzymam się tutaj, bo nie po to pisałam kilkaset stron, żeby teraz wyjaśniać finał! (śmiech) A jest on srogi, jak to zresztą miało miejsce w rzeczywistości. Ale tak poważnie, to nie ma Pani wrażenia, że patrząc na ilość akt sądowych tegoż jegomościa, można powiedzieć, że chciał stworzyć swoją książkę, tylko robił to na łamach akt sądowych? (śmiech) – Kiedy się z nim jedyny raz spotkałam, twierdził, że ją pisze. Ale wiedzieliśmy oboje, że to tylko kolejna bajeczka, by zyskać szacunek w więzieniu. On nie chce żadnych dokumentów. To, co na papierze, jest łatwe do podważenia (chyba, że spreparowane przez niego osobiście), dlatego też osoby, które zajmują się zawodowo mistyfikacjami, nie piszą, lecz opowiadają. I to sporo. A to nie jest przypadkiem tak, że coraz więcej gangsterów, mafiozów myśli, że stanie się drugim MASĄ, tylko im nie wychodzi? (śmiech) – Historię Masy spisał świetny redaktor Artur Górski. To jego dziennikarski nos i talent sprawił, że przygody skruszonego gangstera zyskały taką popularność. No i oczywiście była to wtedy nowika: pojedynek dobra i zła, smakowite kąski mafijnych tajemnic… Po tym literackim wydarzeniu kolejni przestępcy chcieli zaistnieć, ale tak już jest, że jedynie pierwsi biorą z tortu najwięcej. Potem do podziału zostaje niewiele. Wprowadzając dyskusję na poważniejsze rejony, to rzeczywiście Katarzyna Bonda potrzebuje dotkliwej emocjonalnie pracy ze zgromadzonym materiałem, żeby w jeszcze większym stopniu poczuć magię pisania? – W tym przypadku potrzebowałam tych akt. Teraz piszę książkę zupełnie bez dokumentacji. Każda historia jest inna. Staram się dostosować do niej. A może nie czułam się na siłach opowiadać o niegodziwcu dopóki nie odrobiłam pracy domowej? Jedni mają kawę, drudzy alkohol, trzeci papierosy, kolejni zieloną herbatę lub inne… roślinki. A używką Katarzyny Bondy jest pisanie? – Zgłębianie, doświadczanie, rozumienie – to raz. Dwa – adrenalina. Nie jestem Panu w stanie wyjaśnić jak czuję się, kiedy jestem w zapisie. To tak, jakby Pan biegł w maratonie. Fizycznie wyczerpujące, ale duchowo oczyszczające. Jakby w środku miał Pan światło. A potem kończę, to wszystko znika i znów jestem nudziarą. A może żeby być pisarzem, wystarczy „wypić wiadro kawy” – jak mówił Krzysztof Hanke w jednym z odcinków „Świętej wojny”? (śmiech) – W moim przypadku kilka wiader zielonej herbaty! (śmiech)

Fot. Magdalena Łuniewska/Uroda Życia

Apropos używek, bo to jednak ciekawy temat jest… Gdy skończył się zapis „Miłość czyni dobrym”, to jakiej „terapii oczyszczającej” oddała się Katarzyna Bonda? – W dwa i pół miesiąca napisałam następną książkę. Tylko tak mogłam się zresetować! (śmiech) Coraz więcej badań socjo- i psychologicznych wskazuje na to, że ludzie mogą oglądać największego okropieństwa na ekranie jednocześnie zajadając się popcornem, jak gdyby nigdy nic… I tak się zastanawiam, jak długo da się tak funkcjonować? – Całe życie? Zresztą ludzie zawsze tak funkcjonowali. A publiczne egzekucje z odrąbywaniem głowy przez katów na oczach gawiedzi? A tłumy na salach sadowych, podczas procesów głośnych zabójców? Dziś mamy seriale i książki kryminalne oraz media społecznościowe. Osobiście uważam to za bardzo zdrowe odreagowanie. Dziwię się bardziej tym, którzy boją się historii kryminalnych i uciekają w świat perłowych baniek. Ale już nawet Arystoteles o tym pisał, że ludzie dzielą się na dwie grupy: odbiorców komedii i tragedii. Choć lubię się śmiać, a nawet rechotać, bardziej dotyka mnie to drugie. Może nie tyle książki, ale materiały z akt sądowych, z którymi się Pani zapoznawała przy pisaniu, nie wracały później w jakiejś formie do Pani? – Akta są mi tylko potrzebne, by zrozumieć. Potem bohater sam mnie już prowadził. Pytam, gdyż obserwując pewnego polityka… Nazwiska nie podam, ale dodam, że miłość bliźniaków jest inna, niż między rodzeństwem inaczej połączonym, to odnoszę wrażenie, że brutalność, z którą się stykamy, jednak jakieś ślady pozostawia… – Każde ludzkie działanie pozostawia ślad. Pytanie co z tym robimy. Rozwijamy się, staramy się przepracować traumy, czy szukamy zemsty. Są tylko te dwie drogi po doświadczeniu krytycznym. Nawet jeśli ktoś mówi, że nie wybiera, myli się. Podświadomie zawsze wybieramy, choć bywa, że nie jesteśmy gotowi na przyjęcie konsekwencji. Ale to już opowieść o lęku. W sumie wszystko do niego się sprowadza. Całe życie powtarzam sobie: „nie bój się”, a i tak łapię się na tym, że zawsze znajdę sobie coś, co mnie niepokoi lub przeraża. Może na tym polega życie? Wracając do „Miłość czyni dobrym”, to dobre będzie podsumowanie, gdy powiem, że tam gdzie pojawia się władza nad drugim człowiekiem, tam dochodzi do tak patologicznych sytuacji jak w opisywanej historii Daniela Skalskiego? – Psychopacie chodzi tylko i wyłącznie o władzę i kontrolę. On karmi się ludzkim lekiem, cierpieniem, bólem, ponieważ to jedyna emocja, którą podziela. Oczywiście tacy Skalscy potrafią genialnie imitować uczucia: miłość, współczucie, poczucie winy, żal, to jednak jest tylko zaobserwowane i wyuczone do perfekcji. Jeśli spotka Pan osobę idealną, to może mieć Pan pewność, że ma Pan do czynienia z oszustem. Nie ma idealnych ludzi. Są tylko maski. A zostając przy głównym bohaterze, to często mawia się, że „marzeniem pisarza jest ekranizacja jego dzieł”; a tymczasem mam wrażenie, że wiele osób może pomyśleć, że film „Banksterzy” wyprzedził najnowszą lekturę Katarzyny Bondy… Moje myśli trafiły właśnie na autostradę, czy w ślepą uliczkę? – Muszę zobaczyć.

Fot. Magdalena Łuniewska/Uroda Życia

„W tej jednej chwili zrozumiał, że cała ta szopka nie miała żadnego znaczenia” – a może za odpowiedź na me poprzednie pytanie, możemy przyjąć przywołane słowa z „Miłość czyni dobrym”? – Oszust nie zastanawia się, czy ta szopka ma znaczenie, czy nie. Pan myśli jak człowiek dobry. Psychopaci dążą do swoich celów za wszelką cenę. To co po drodze się wydarzy, jakie szopki, ile trupów padnie i kto co straci albo ilu nowych wrogów zyska, nie liczy się. Jedynie cel jest ważny. I to, by psychopata ponownie poczuł się zwycięzcą. Niech Pan przepatrzy swoje życie i zrozumie Pan, że na swojej drodze spotkał Pan już wielu takich jak Skalski. Błąd jaki popełniamy my, ludzie uważający się za dobrych, to wchodzenie do głowy takiej osoby i szukanie tam przyczyny zła. Nie ma co tracić czasu. Tam jest pustka. Lepiej odejść, zająć się własnym życiem i zapomnieć o kimś kto nie posiada twarzy. Albo serca, jeśli ktoś jest sentymentalny. „To, co Państwu przedstawiam w postaci fabularnej opowieści, jest ledwie kroplą w morzu niegodziwości i krętactw, które miały miejsce w rzeczywistości” – odwołując się do Pani słów z mediów społecznościowych, to wykorzystała Pani teraz kroplę po to, by rozpocząć tworzenie morza? – Teraz zajmuję się prostym zwyrodnialcem, który zabija według wzoru i sądzi oczywiście, że będzie nieuchwytny, a akcja odbywa się w polskim mieście nie położonym nad żadnym morzem… (śmiech). A skoro przy morzu jesteśmy, to zgodzi się Pani ze mną, że jeśli mający władzę poczują „zapach zielonych”, to potrafi z nich wyjść bestia jeszcze większa, niż ktokolwiek by się spodziewał? – Pieniądze to władza, więc bestia zawsze była, jest i będzie głodna. Co prawda bez pieniędzy nie da się żyć, ale może rzeczywiście tak jest, że im więcej okazji do zarobienia się pojawia, tym chętniej knuje się różnego typu intrygi, żeby zyskać jeszcze więcej…? – To jest raczej opowieść o nieustannej ucieczce. Pieniądze są jedynie atrybutem. Kiedy ukradnie Pan raz, drugi, trzeci, jest Pan skazany na to, że będzie Pan musiał zrobić to czwarty, siedemdziesiąty i tysięczny. By przerwać ten zaklęty krąg, trzeba by było powiedzieć prawdę, a nie każdego na to stać. A propos zyskiwania nowych horyzontów, to właśnie to określenie możemy dopasować do Autorki „Lampionów”, które właśnie zostały zekranizowane przez TVN? – Jeszcze nie oglądałam. Czekam aż wypuszczą całość. Ale ludzie mówią, że Magda Boczarska jako Sasza się im podoba. Ogromnie szanuję też pozostałych aktorów. To dla mnie zaszczyt, że zgodzili się odegrać rolę bohaterów moich powieści. Niedawno w mediach społecznościowych wyznała Pani, że dopiero siada do spojrzenia w oczy głównej bohaterce. I tak się zastanawiam, czy w jej oczach również odkryła Pani diabła? – Sasza nie jest aniołem, to prawda. Ale żeby diabeł? (śmiech) Niestety jest tylko jego ofiarą. Odnośnie odkrywania, to jak podoba się Pani świat ekranizacji? – Lubię pracować z ludźmi, którzy kochają swoją robotę, wykonują ją jak najlepiej potrafią, mają własną wizję i nie zawracają mi głowy czytaniem odcinków. Jeśli zgłoszą się do mnie po Meyera albo po inne powieści, chętnie również udzielę zgody. Gdy przyszedł pierwszy telefon, mail dotyczący przeniesienia historii Saszy Załuskiej z kart dzieł pisanych na ekrany, to co pomyślała sobie Katarzyna Bonda? Powiedziała sama do siebie: „Wreszcie!”? (śmiech) – Powiedziałam: “Ojej, i tak się nie uda, a ja tylko będę się denerwowała”. A po spotkaniu śmiałam się z własnego pesymizmu. (śmiech) Odnośnie ekranizacji, to jest ona taką jakiej spodziewała się Autorka „Lampionów”? – A co ja mam do gadania!? (Śmiech) Cholernie się cieszę, że jest. A jedną ze statystek w jakiejś scenie była może niejaka Katarzyna Bonda? – Był taki pomysł… (śmiech) Ale tak poważnie, to gratuluję i kłaniam się nisko, że mogę dzielić czas z kolejną Autorką, która doczekała się ekranizacji. I tak patrząc na ilość ekranizacji książek, to zastanawiam się, czy przypadkiem zaraz telewizyjny widz włączając telewizor nie spotka się z samymi paradokumentami lub ekranizacjami… – To byłoby takie złe? Ja tam bym oglądała ciurkiem. Mam tak samo jak Pani. A patrząc chociażby na polską scenę: Katarzyna Bonda, Berenika Miszczuk, Magda Stachula, Remigiusz Mróz, Wojciech Chmielarz, Szczepan Twardoch, Jakbu Żulczyk, zastanawiam się, czy przypadkiem za chwilę nagrody dla najlepszych scenarzystów nie zaczną wpadać w ręce pisarek i pisarzy… – Odniosę się jedynie do produkcji na bazie mojej prozy. Niewymownie szanuję ludzi, którzy na bazie moich bardzo opasłych tomów napisali serial. Z tego miejsca i wszystkich, gdziekolwiek bywam, powtarzam, że Dana Łukasińska i Michał Wawrzecki we współpracy z Darią Rogozińską i Dorotą Chamczyk wykonali rzecz niezwykłą, która przez lata nie udawała się innym. To są prawdziwi śmiałkowie i nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę była do nich kolejka w sprawie tekstów adaptacyjnych dla filmu, bo oni naprawdę umieją to robić. I kończąc rozmowę, przypomnę, że skoro kiedyś życzyłem ekranizacji Pani powieści, tak teraz życzę powyżej wspomnianej nagrody, a także Oskara. I to jak najszybciej. Mówię serio, bo też bym chciał kiedyś coś takiego dostać, więc im szybciej konkurencja się nasyci, tym… (śmiech) – Wolałabym napisać tę nową książkę w mieście nie nad morzem. Oraz czterdziestu siedmiu następnych, które czekają w kolejce na zapis i wydanie… (śmiech) To mi w zupełności wystarczy. Ale już tak poważniejąc nieco na koniec, chociaż bym jeszcze sobie z Panią pogadał… To raz jeszcze gratuluję i dziękuję za poświęcony czas. Jak coś to rachunek za wróżenie podeślę Pani menedżerce… W końcu się sprawdziła wróżba! (śmiech) – Niech więc i to ostatnie moje życzenie się sprawdza. Rachunek ureguluję. Nie miewam długów. Panie i panowie, naszym gościem była Katarzyna Bonda – przyszła zdobywczyni Nobla, Oscara i tych wszystkich innych statuetek, które są przyznawane najzdolniejszym i najbardziej pracowitym. – Hmm… Chyba Pan nie zauważył, że właśnie zapracował na umieszczenie w powieści! (śmiech) Przypomniałam sobie, że mam takiego jednego delikwenta z loży szyderców… Może być niezgorszym podejrzanym na odstrzał w pierwszym akcie.. Reflektuje Pan?

Okładka najnowszej książki


38 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page