Gdy mówię o tym, w co wierzę i co jest prawdziwe, nie mam ściśniętego gardła. Uważam, że naszym obowiązkiem jest walka o godność człowieka – mówi dla Coffeewriters UMK Izabela Janiszewska – autorka, której powieść „Wrzask” została okrzyknięta najgłośniejszym debiutem w 2020 roku.
Pierwszym Pani dziełem, z którym się spotkałem, był „Wrzask”. I tak sobie myślę, że w sumie autorka powinna nawrzeszczeć, ale na twórcę pytań do tego wywiadu. Pamięta Pani, od kiedy spisywaliśmy się na wywiad? – Posługując się metodą dedukcji, stawiam, że było to w okolicy premiery mojej pierwszej książki. A pamięć mam świetną, lecz niestety krótką. Niekiedy to pomaga w życiu. Dwudziestego czwartego marca napisała i Pani, i Pani menedżerka, że chciałyby panie, bym poprowadził wywiad, jak to ujęła Pani Greta: „zauważyłyśmy, że prowadzi pan bardzo ciekawe rozmowy z polskimi pisarzami”. Nie zapytam, czy to prawda, bo to oczywiste… (śmiech). Ale jak wiele urazy kryje się w Izabeli Janiszewskiej, że dopiero po siedmiu miesiącach dopinamy wywiad? – Nie należę do ludzi, którzy noszą w sobie urazę. Uważam, że to trucizna, którą się karmimy, mając nadzieję, że umrze od niej ktoś inny. Naiwne, zbędne i obciążające. Poza tym zapewniam, że gdybym miała wobec Pana zbrodnicze zamiary, to jak przystało na autorkę kryminałów, zadbałabym o to, by zatrzeć wszelkie możliwe ślady i wykluczyć motywy. (uśmiech) A skoro zganienie dziennikarza mamy już za sobą, skupmy się na ważniejszej osobie w tej rozmowie, czyli autorce. Sięgając po „Wrzask”, przeczytałem na okładce, że reporterka wpada na trop sadystycznego sponsora. A po chwili oczom ukazało się zdanie o seryjnym mordercy. Co sprawiło, że opowiedziała Pani tak drastyczną historię? – Według mnie ta historia nie jest drastyczna, to tylko złudzenie. Gdybym miała użyć trzech przymiotników określających ją, powiedziałabym raczej: poruszająca, dynamiczna, zostawiająca ślad. To opowieść o tym, co dzieje się, gdy tłumimy w sobie gniew i jak bardzo kształtują nas bolesne doświadczenia, krzywdy i cierpienie. Media uznały Pani „Wrzask” za najgłośniejszy debiut 2020 roku. Jednak chyba lepiej pasowałoby hasło: najdonioślej brzmiący, prawda? – To hasło brzmi równie dobrze. A skoro jesteśmy przy brzmieniu, serdecznie polecam posłuchanie audiobooka, choćby bezpłatnego fragmentu dostępnego w sieci. Filip Kosior zinterpretował „Wrzask” w taki sposób, że za każdym razem, gdy słyszę jego głos, mam ciarki. Jest Pani dziennikarką prasową i telewizyjną, więc nie sposób doczepić się do umiejętnego władania słowem. Ale, jako że najlepszym wywiadem jest ten, w którym reporter czepia się rozmówcy, to… Ile jest Larysy Luboń w Izabeli Janiszewskiej? – Larysa korzysta z mojego doświadczenia dziennikarskiego. Podobnie jak niegdyś ja podchodzi do swojej pracy, jest zdeterminowana i odważna w poszukiwaniu prawdy. Łączy nas też wrażliwość i nieustanne zadawanie sobie pytań. Obie nie lubimy powierzchowności albo coś jest ważne i głębokie, albo nas nie interesuje. Przy tym dobrze się rozumiemy, choć czasem Larysa ma na mnie zły wpływ, bo gdy jedziemy razem samochodem, zawsze jakoś mocniej wciskam pedał gazu i głośniej puszczam muzykę. Być może nie powinnam jej ze sobą zabierać.
Fot. Zuza Krajewska/Warsaw Creatives
Gdy pytałem o Panią w wydawnictwie, to każdy zwracał uwagę na to, że osobiście spotykała się Pani ze sponsorami, badała Pani świat handlu kobietami etc. Porównując wiedzę na ten temat sprzed i po napisaniu „Wrzasku”, jaką nazwą czerni moglibyśmy określić Polskę? – W obecnym kontekście, gdy szaleje pandemia, a kobiety walczą o swoje prawa na ulicach, myślę, że jest to czerń onyksowa. Onyks z greckiego oznacza: pazur. A temat handlu kobietami, aborcja etc. to w Polsce dziś jeszcze tabu, czy już nużący temat? – To, co ważne nigdy nie będzie nużące. Szczególnie teraz. Z pewnością wie Pani, jakie decyzje w tych kwestiach zapadają na szczeblach władzy… A nawiązuję do tego, gdyż mnie wychowano na zasadzie, że „kobieta i mężczyzna są równi sobie”. I tak się teraz zastanawiam, czy nie oszukano mnie, próbując wychować? – A o jakiej równości Pan mówi? Jako istoty ludzkie powinniśmy być tak samo traktowani, mieć takie same prawa, możliwości, tak samo szanować godność każdego człowieka bez względu na płeć. Bo czym jest płeć, wobec podstawowych praw człowieka? Prawa do wolności słowa, życia, edukacji… Prawdą jest natomiast, że kobiety i mężczyźni często nie są równo traktowani. Wystarczy spojrzeć na świat biznesu czy świat polityki. Gdy zmieniały się epoki w literaturze, to uznawano, iż wielcy poeci, pisarze wprowadzali naród w nowy sposób postrzegania świata. Jednak historia pokazała, że nie wszyscy potrafili przejść ot tak z romantyzmu do pozytywizmu itd. I tak się zastanawiam, czy w tej chwili, na październik 2020 roku możemy powiedzieć, że kobiety w Polsce „dotarły” do świata literatury współczesnej, a wielu mężczyzn zostało w epoce średniowiecza? – Nie. Według mnie każde takie uogólnienie jest krzywdzące i jestem przeciwniczką generalizacji. Uważam, że literatura polska niezwykle się rozwija, nasi autorzy, bez względu na płeć, są doceniani i czytani na całym świecie, czego przykładem może być, chociażby Olga Tokarczuk i jej Literacka Nagroda Nobla. Proszę też zauważyć sukcesy autorów, niedawno Radek Rak został laureatem nagrody Nike, Gabriel Krauze otrzymał nominację do nagrody Bookera, Szczepan Twardoch jest w czołówkach list bestsellerów, Jakub Małecki jest coraz bardziej doceniany przez czytelników… Mogłabym tak długo wymieniać. A jeśli chodzi o literaturę gatunkową, to książki kolegów po piórze, już od kilku lat ukazują się za granicą, są ekranizowane, dlatego nigdy nie powiedziałabym, że mężczyźni zostali w średniowieczu. Wiadomo, że nie sposób porównywać tak drastyczne historie, więc zapytam inaczej: po której sprawie, wywiadzie, spotkaniu uznała Pani, że to z czym się styka, musi być chyba jakimś pijackim snem, by jakkolwiek wytłumaczyć sobie wszystkie historie? – Nigdy tak nie pomyślałam. Ze względu na ogromne pokłady empatii, bardziej odczuwam życie, niż je racjonalizuję. Uważam też, że nie wszystko wymaga tłumaczenia, że są rzeczy, czyny, których nie da się usprawiedliwić, a jednak dzięki znajomości psychologii i neuronauki; można zrozumieć mechanizmy wpływające na to, że człowiek decyduje się popełnić zbrodnię, nawet najbardziej okrutną. Zło nie bierze się znikąd, tli się z powodu różnych braków, krzywd, niezaspokojonych potrzeb, cierpień i traum, albo powstaje w wyniku zmian w strukturach mózgu, które powodują niezdolność do empatii, współczucia czy wyrzutów sumienia. A może Polska w 2020 roku to taki naród, który pogrążył się na rok w pijackim śnie? – Czasami mam wrażenie, że niektórzy ludzie całe życie śnią i nie mają kontaktu z rzeczywistością. Wydaje mi się, że zmiana daty wcale tego nie zniweluje. Rok 2020 jest dla nas szczególnie trudny, bo po raz pierwszy w historii cały świat doświadcza tej samej pandemii, wszyscy jakoś próbujemy się odnaleźć w trudnej rzeczywistości, poradzić sobie z podskórnym niepokojem, niepewnością i brakiem stabilizacji. I to na pewno zostawi na nas ślad. Też Pani w tej chwili coraz bliższe stają się słowa Magdaleny z „Wrzasku”: „To zabawne, że gdy mówię o tym na głos, mam wrażenie, jakbym się dusiła”? – Gdy mówię o tym, w co wierzę i co jest prawdziwe, nie mam ściśniętego gardła. Uważam, że naszym obowiązkiem jest walka o godność człowieka. „Nie myślał o niczym. Myślał tylko o dzieciach” – powołując się na słowa z „Wrzasku”, sądzi Pani, że dziś jeszcze zwraca się uwagę na pociechy? Nie stały się przypadkiem kartą przetargową, którą należy przyporządkować do konkretnej ideologii? – Nie uważam tak. Jestem matką dwóch chłopców i widzę w nich głównie niezmącone jeszcze piękno i niewinność. Dbam o to, by mogli odkrywać siebie, wspieram ich w budowaniu poczucia własnej wartości, ale też stawiam granice i pokazuję to, co boli, bez lukrowania rzeczywistości. To dzieci są naszą przyszłością, za kilkadziesiąt lat, to one będą decydować o tym kraju, dlatego od tego, w co dzisiaj je wyposażymy, zależy nasza przyszłość. Mnie bliska staje się histeria, jak patrzę na Polskę w 2020 roku, a Pani jaką emocją, stanem określiła by swój nastrój? – W dobie pandemii bliski mi jest niepokój wynikający z niepewności, ale dbam o to, by mieć w sobie bazę, której okoliczności nie niszczą, by rdzeń, bez względu na wszystko, pozostawał nietknięty. Dzięki temu w najtrudniejszych czasach potrafię odczuwać też radość, doceniać piękno sztuki, chwytać dobre momenty. Nawiązuję do „Histerii”, gdyż nasz wspólny kolega po piórze – Marcel Moss pisał o niej tak: „Fenomenalny kryminał z ważnym przesłaniem”. Statystyki mówią, że co piąte dziecko w Polsce doświadcza przemocy psychicznej. Jaki był pierwszy wyraz, gdy ujrzała Pani raporty o tym mówiące? – Statystyki są suche. Nie budzą we mnie emocji. To, co mnie porusza to sceny, które obserwuję na placach zabaw, na ulicy, w sklepach… Sytuacje, w których dorośli wykorzystują swoją przewagę, by umniejszyć godności dzieci, szantażują je, straszą, wyzywają, wyśmiewają, grożą… To boli bardziej, bo jest tuż obok, dzieje się naprawdę. Każda scena przemocy psychicznej opisana w „Histerii” wydarzyła się naprawdę. Wyobraża sobie Pan, że są rodzice, którzy przywożą syna lub córkę do domu dziecka i pytają, czy mogliby je tam zostawić na kilka dni, żeby nauczyło się pokory? A tak bywa. Opowiedziała mi o tym znajoma, która pracowała w domu dziecka.
Baner przedstawiający jedną z książek Izabeli Janiszewskiej
Katarzyna Bonda wyznała, że gdy siada do pisania książki, musi mieć cały stos dokumentów, kartotek obok siebie. A jak tworzy swe dzieła Izabela Janiszewska? – Dzieła to zdecydowanie określenie na wyrost, piszę kryminały psychologiczne. Najpierw swoją historię przeżywam, a dopiero później ją opisuję. Długo chodzę z jakimś tematem, przyglądam się mu z każdej strony, odwiedzam miejsca, rozmawiam z ludźmi, popadam w zadumę, a gdy wreszcie czuję się gotowa i wiem, co chcę przekazać w danej książce, siadam do biurka. Wtedy korzystam ze wsparcia ekspertów, policjantów, kryminologów, lekarzy, zaglądam do dokumentów, do książek z obszaru psychologii i staram się pisać tak, by czytelnicy bardziej tę książkę przeżyli, niż czytali. A propos wspomnianych pozycji, to każda z nich jest oparta w jakimś stopniu na faktach. I tak się zastanawiam, czy Pani dzieła to jeszcze bardzo dobre kryminały, czy już niebanalne reportaże? – Zdecydowanie kryminały. Jako że coraz modniejsze staje się ekranizowanie dzieł polskich pisarzy, to chciałbym się dowiedzieć, które stacje zwróciły się do Pani w sprawie zekranizowania „Wrzasku” i „Histerii”; a której udało się zebrać Pani podpis na umowie? – Z przyjemnością odbiorę taki telefon i podpiszę taką umowę. Na ten moment jednak nic takiego się nie wydarzyło. A będą to seriale, czy filmy pełnometrażowe? – Jeśli mam fantazjować, to wolałabym filmy pełnometrażowe. Choć prawda jest taka, że jeśli kiedykolwiek i niezależnie w jakiej formie, moje książki zostaną zekranizowane, oszaleję z radości. A tak w ogóle, to co sądzi Pani o tym, że w tej chwili w telewizji do wyboru mamy albo serwisy informacyjne, albo paradokumenty, albo teleturnieje, albo seriale na podstawie prozy polskich pisarzy? – Nie mam telewizora od prawie dwudziestu lat. Staram się sama decydować o tym, co kształtuje mój światopogląd.
Możemy uznać, że prawdziwa jest teza mówiąca: „Najlepsi scenarzyści są dziś pisarzami”? – Nie byłabym tego taka pewna, scenariusz to zupełnie inna forma niż książka. A tak z czysto warsztatowego spojrzenia na temat ekranizacji, to co sądzi Pani o takim przełożeniu dzieła? Patrząc na takie dzieła jak „Chyłka”, „Szadź”, „Ślepnąć od świateł” to faktycznie blisko nim do „Ziemi Obiecanej”? Czy właśnie sobie hiperbolizuję? – Niestety nie miałam okazji oglądać żadnej z ekranizacji. Mam jednak wrażenie, że świat, jaki tworzy wyobraźnia, podczas lektury jest zawsze bogatszy od tego, co później oglądamy na ekranie. I na sam koniec chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, a mianowicie… Najprościej dziś wzorować, inspirować się Olgą Tokarczuk. Ale będąc po przeczytaniu „Wrzasku” i „Histerii” zastanawiam się, kim inspiruje się Izabela Janiszewska? A może słyszała już Pani, by to autorką najgłośniejszego debiutu w 2020 r. się inspirowano? – Czytam bardzo dużo, zarówno kryminałów, literatury pięknej, reportażu, a do tego książek z obszaru psychologii i wszystko to w jakiś sposób na mnie wpływa. Nie mam jednego ani kilku autorów, o których myślę, że chciałabym być jak oni. Raczej szukam swojej drogi i swojej prawdy w tym, co robię. Nie mam pojęcia, czy dla kogoś jest to inspirujące, jeśli tak, to bardzo mi miło. Odnośnie warsztatu tak na koniec, to bardzo chciałbym podziękować za kawał bardzo dobrej literatury. Nie tylko pod względem umiejętności władania słowem przez Panią. Dziękuję. – Bardzo proszę, cieszę się, że znalazł Pan w moich książkach coś, co okazało się dla Pana wartościowe.
Komentar