top of page

Izabela Janiszewska: Nie ma decyzji bez konsekwencji

Zaktualizowano: 8 maj 2021

– Ta trylogia jest dla mnie bardzo ważnym kawałkiem drogi rozwoju i to nie tylko jako pisarki, ale w ogóle jako człowieka. Wszystkie zmagania po drodze czegoś uczą i coraz lepiej pomagają zrozumieć sens zawodu, jaki wybrałam – mówi Kołu Naukowemu Coffeewriters UMK Izabela Janiszewska, która powraca do enigmatycznego świata literatury, dzierżąc tytuł „Amok”.



Kamil Piłaszewicz: Tym razem spotykamy się, by podyskutować o „Amoku” i zanim bezpośrednio odniosę się w pytaniach do wspomnianego dzieła, to chciałbym dowiedzieć się, jak Izabela Janiszewska czuje się z faktem, iż po przeczytaniu ostatniej strony czytelnika ogarnia amok, kiedy zda sobie sprawę, że to już finał serii?



Izabela Janiszewska: Słowo „amok” z malajskiego oznacza oszalały z gniewu, co w dużej mierze oddaje stan jednego z głównych bohaterów powieści. Nie wydaje mi się, by podobne emocje dzielili czytelnicy, wszyscy, którzy dotychczas przeczytali książkę, mówią raczej, że po lekturze odkładają ją na półkę z poczuciem tęsknoty, wzruszenia i zaskoczenia.


„Misternie utkana fabuła” – pisała na tylnej okładce „Amoku” Magda Stachula i powiem tak: właśnie dlatego proszę wytłumaczyć się z decyzji o tym, by opis przygód Larysy Luboń i Bruno Wilczyńskiego zakończył się już po trzecim tomie…


- Ta historia od początku zaplanowana była przeze mnie jako trzytomowa opowieść. Wiedziałam, skąd wyruszam w podróż z dziennikarką Larysą Luboń oraz komisarzem Wilczyńskim, a zarazem miałam świadomość tego, dokąd zmierzam i gdzie ta wyprawa się zakończy. Oczywiście zdecydowanie prościej byłoby kontynuować losy pary bohaterów, którzy zyskali sympatię czytelników, niż wymyślać całkowicie nową powieść zupełnie od początku, ale ja nie lubię chodzić na skróty. Wierzę, że podobnie jak stal hartuje się w ogniu, tak ludzie rozwijają się poprzez podejmowanie nowych wyzwań i właśnie przed nimi teraz stoję.


W ostatnim czasie modne stały się sequele do danej serii, więc może podobnego zabiegu ze strony Izabeli Janiszewskiej możemy się teraz spodziewać?


- Na ten moment nie mam takiego planu. Pisząc daną książkę, staram się nie kierować modą ani trendami, a raczej skupiać na historii, ponieważ wierzę, że dobra fabuła zawsze się obroni. Opowieść o mroku w zwyczajnych ludziach, o krzywdach i odrzuceniu, a także o bolesnej samotności wśród innych, jak często odczytywana jest moja trylogia z Larysą i Brunonem, jest zamkniętą pełną historią. Akcenty w niej są rozłożone w taki sposób, by jako całość wywoływała efekt, na którym mi zależało i by pozwalała czytelnikom na dzielenie pewnego wspólnego doświadczenia.


Pod koniec książki pojawia się zdanie: „Takim cię wymyśliłam”. Spotykając się ze wspomnianym sformułowaniem, zacząłem się zastanawiać, czy Izabela Janiszewska dokładnie tak zaplanowała swoją trylogię, jak spisała?


- Akurat to konkretne zdanie jest odpowiedzią, a być może nawet wyznaniem uczucia jednej z bohaterek do mężczyzny, który stał się dla niej ważniejszy, niż przypuszczała. Słowa „taką cię wymyśliłem” są natomiast zainspirowane wierszem Jonasza Kofty o tym samym tytule. Jeśli jednak pyta Pan, czy panuję nad powieścią i w trakcie pisania wiem, dokąd zmierzam, to zdecydowanie tak.


Skoro już jesteśmy przy mówieniu rad, to gdyby siadała Pani do pisania „Wrzasku” z wiedzą, jaką ma po stworzeniu trylogii, to co by sobie Pani powiedziała?


- Zaufaj sobie. Z braku zaufania bierze się lęk o to, jak książka zostanie przyjęta, a im więcej niepokoju, tym trudniej się pisze. Zadbałabym, więc o większy spokój i zgodę na to, co przyniesie życie, nawet jeśli nie zawsze będzie to coś, czego pragnę. Czy poleciłabym sobie uniknąć pewnych błędów? Nie, bo właśnie dzięki nim jestem dzisiaj dokładnie w tym miejscu i rozumiem, dokąd zmierzam.


Nie żałuje Pani decyzji o tym, że została pisarką?


- Pisanie i opowiadanie historii od bardzo dawna było moją ogromną miłością, jedyne czego mogę żałować to fakt, że tak późno zaczęłam.


Właśnie, Izabela Janiszewska jest jeszcze autorką, a może już pisarką?


- Po prostu piszę książki. Nie potrzebuję do tego etykietki. I tak zdecydowanie jestem autorką, „Wrzasku”, „Histerii” oraz „Amoku”, a zarazem pisarką, wszak pisarzem jest ten, kto pisze.


Skoro w szkołach dzieci spotykają się z Trylogią Sienkiewicza, to co sądzi Pani o moim pomyśle, by np. w szkołach średnich spotkali się z Pani zestawem książek o przygodach Larysy i Bruna?


- Ten pomysł wydaje mi się nieco surrealistyczny. Uważam, że wśród lektur nadobowiązkowych mógłby pojawić się jakiś ciekawy kryminał. Już wyobrażam sobie lekcję pełną dyskusji i emocji, ale według mnie jest wielu innych kandydatów do takiej lektury. Raczej stawiałabym na coś z klasyki lub doceniony kryminał współczesny, w którym moglibyśmy się przejrzeć jako społeczeństwo.


Wracając już do samego dzieła, to mnie bardzo bliski w Pani serii stał się Bruno. O jego losach w dużym stopniu decyduje nieuchwytny morderca. Szukałem analogii do swojego życia i co by Pani powiedziała na to, gdybym za takiego umiejętnie manipulującego zwyrodnialca uznał każdego, nie tylko osobę fizyczną, kto sprawia, że nie umiemy bez czegoś żyć?


- Uważam, że nikt do końca nie decyduje o naszym życiu. Nieuchwytny morderca, o którym Pan wspomina, manipuluje Brunonem, ale to komisarz Wilczyński sam podejmuje decyzje o swoich czynach. Już Viktor Frankl psychoterapeuta i więzień obozów koncentracyjnych mówił, że: „Pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi”. Nie każdemu łatwo przyjąć tę prawdę, bo ona oznacza, że ponosimy odpowiedzialność za swoje wybory. Tak samo, jak Bruno, czy Larysa w „Amoku”.


Czasami łapię się na tym, że czuję się, jakby we mnie mieszkali jednocześnie Tom i Jerry, ci z kreskówki. Mam na myśli, że uciekam, ale nie wiem przed czym… Pani również ma wrażenie, że z tego typu rozterkami spotyka się Bruno?


- Bruno Wilczyński jest w pełni świadomy, przed czym ucieka i z czym nie chce się spotkać. Komisarz przywdział zbroję z cynizmu i ironii, by zachować dystans wobec ludzi, by nikt nie mógł się do niego zbliżyć, bo jego doświadczenie nauczyło go, że głębokie bliskie relacje, zwykle kończą się w bolesny sposób i zostaje po nich tylko cierpienie, z którym policjant nie umie sobie radzić. Natomiast jedną z myśli przewodnich „Amoku” jest ta mówiąca o tym, że im bardziej chcemy coś porzucić, tym bardziej to będzie nas ścigać. Pewnych rzeczy nie da się ukryć, zepchnąć do nieświadomości, bo wszystko, co schowane pod dywan, prędzej, czy później wróci. By poradzić sobie z niektórymi emocjami Bruno, będzie musiał je po prostu przeżyć i zaakceptować, a nie odpychać jak do tej pory.


A z jakimi, oczywiście z pominięciem tych opisanych w dziełach, rozterkami, trudnościami spotyka się Larysa, o których wie tylko autorka?


- Myślę, że większość rozterek Larysy Luboń czytelnicy znajdą na kartach powieści. Wszystko, co jest potrzebne, by zrozumieć tę bohaterkę, a także to, kim się stała i dlaczego znajduje się w trzech napisanych przeze mnie tomach, choć jestem pewna, że wyobraźnia czytelników dopowie resztę.


O czym, może o kim jeszcze, kto miał się pojawić lub w większym stopniu namącić we wspomnianej trylogii, wiedziała do tej pory tylko twórczyni?


- Postacią, która staje się wrogiem głównych bohaterów, jest mężczyzna mocno skrzywdzony przez swoich bliskich w okresie wczesnego dzieciństwa. To człowiek, który doświadczył potwornej traumy i właściwie nigdy nie uzyskał wsparcia, by sobie z nią poradzić. Jego historia stworzyła w nim odpowiednie podłoże, na którym z bólu i cierpienia, mogło wyrosnąć najpotworniejsze zło, jakie możemy sobie wyobrazić. I to właśnie ten mężczyzna będzie rzucał bohaterom kłody pod nogi.


Powyższymi pytaniami zmierzam do tego, że po „Amoku” odniosłem wrażenie, że odbiorca Pani najnowszej premiery, po lekturze powinien dokonać obnażenia się przed sobą samym i zapytać się w głębi, czy zmierza właściwą drogą. Moje podejście nosi znamiona zbytniego wyidealizowania?


- Zależało mi na tym, by czytelnik przede wszystkim dostrzegł w tej historii myśl o tym, że nie ma decyzji bez konsekwencji, że to my ludzie dokonujemy wyborów i że sprawy spychane do niebytu, będą się do nas jeszcze bardziej dobijać. Jeśli czytelnicy znajdą w niej inne refleksje i wskazówki dla siebie, będzie mi miło.


Izabela Janiszewska po postawieniu ostatniej kropki w „Amoku” również poczuła swego rodzaju katharsis?


- Możliwe, że w jakiś sposób tak, ale wynikało to tylko z tego względu, że zazwyczaj przeżywam te historie razem z moimi bohaterami, a zamknięcie tej powieści jest na tyle zaskakujące i mocne, że musiałabym być z kamienia, by go nie przeżyć emocjonalnie. Ta trylogia jest dla mnie bardzo ważnym kawałkiem drogi rozwoju i to nie tylko jako pisarki, ale w ogóle jako człowieka. Wszystkie zmagania po drodze czegoś uczą i coraz lepiej pomagają zrozumieć sens zawodu, jaki wybrałam.


„To historia, która pokazuje, że ciemność drzemie w każdym człowieku, gotowa się przebudzić, oraz że wszystkie nasze decyzje mają swoje nieubłagane konsekwencje” – wybrałem to sformułowanie z tylnej okładki Pani książki, ponieważ uważam, że jest najlepszym podsumowaniem nie tylko lektury, ale i tego wywiadu. Zgodzi się Pani ze mną?


- Często wydaje nam się, że zło może narodzić się jedynie w psychopatach, czy tych, którzy doznali niewyobrażalnych traum, ale to niezupełnie prawda. Niekiedy zwyczajni ludzi załamują się pod wpływem okoliczności. Zdarza się, że działają w afekcie albo nie potrafią udźwignąć jakichś zdarzeń, wtedy władzę nad nimi może przejąć mrok.


I na koniec nie powiem magicznego hasła: dziękuję. Nie. Nie zrobię tego, bo tak się nie robi. Nie kończy się ot tak takich historii, jak Bruna i Larysy. Tyle wątków, tyle możliwych rozwiązań, planów, marzeń z nimi związanych… Czy aby na pewno ta trylogia nie zostanie poszerzona? Naprawdę nie ma na to szans?


- Bardzo mi miło, że to zakończenie budzi w Panu i wielu czytelnikach taką tęsknotę za bohaterami. To dla mnie znak, że dobrze wykonałam swoją robotę. I choć nie mam planów, by rozbudowywać trylogię, to powiem jedynie „nigdy nie mów nigdy”, bo przecież nie wiadomo, co przyniesie życie.


Fot. Zuza Krajewska/Warsaw Creatives


39 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page