W „Służącej” skupiłam się na emocjach głównej bohaterki, chciałam jak najlepiej oddać atmosferę osaczenia emocjonalnego. Zależało mi na tym, żeby pokazać, co się dzieje z osobowością człowieka, gdy nieustanne odczuwa niepewność, strach – mówi serwisowi Coffeewriters UMK Alicja Sinicka, która w ostatnim czasie wróciła do świata literatury dziarskim krokiem, trzymając w dłoni nową powieść.
fot. Monika Kapelewska
Kamil Piłaszewicz: Umawiamy się na wywiad, gdy zaczynają szaleć pierwsze mrozy i śnieg zaczyna dawać się we znaki. Dlatego najpierw chciałbym podziękować za rozgrzewającą lekturę, o której dziś porozmawiamy. Alicja Sinicka: Ja również dziękuję za miłe słowa. Powieść pt. „Służąca” tylko w pierwszej chwili może kojarzyć się z erotykiem i naśladowaniem E.L. James, czy Blanki Lipińskiej. W praktyce przyznam się, że jak emocje chwyciły od pierwszej strony, tak puściły dopiero na trzysta sześćdziesiątej drugiej stronie… – Cieszę się, że tak to odbierasz. Zawsze zależy mi na tym, żeby moje powieści wzbudzały emocje. Im ich więcej, tym lepiej. Najbardziej podobają mi się książki, które przeżywam całą sobą. Staram się zatem iść tym tropem, gdy piszę. Celowo na początku użyłem hasła „rozgrzewająca”, ponieważ ta lektura, mimo że nie jest dla amatorów dominacji i uległości w damsko-męskiej relacji, tak potrafi przyprawić o szybsze bicie serca za pomocą tego, co dzieje się z główną bohaterką. Zgodzisz się? – W „Służącej” skupiłam się na emocjach głównej bohaterki, chciałam jak najlepiej oddać atmosferę osaczenia emocjonalnego. Zależało mi na tym, żeby pokazać, co się dzieje z osobowością człowieka, gdy nieustanne odczuwa niepewność, strach. Do czego jest w stanie się posunąć. Przed tekstem odwołałaś się do słów George’a R.R. Martina z „Gry o tron”: „Strach tnie głębiej niż miecze” i tak się zastanawiam, co nazwałabyś „mieczami” w „Służącej”? – Mieczami są ruchy ze strony Mikołaja. Ten bohater jest człowiekiem, który potrafi wzbudzać potężny strach u ofiary. Skąd się to bierze? Z psychopatycznej osobowości. Sam nie odczuwa lęku, który mógłby go osłabić. W związku z tym jego pewność siebie jest absolutna, totalna. Zmiata z powierzchni ziemi, każdą zdrowo myślącą istotę. Myślę, że Julia mogłaby rozegrać wszystko inaczej, ale nie potrafi, bo strach rozmazuje jej widok. Traci rozsądek, nie myśli racjonalnie. Swe dzieło „spięłaś” cytatem z „Gry o tron”, a w czasie lektury za mną chodził utwór „Era – Enae Volare Mezzo” i tak się zastanawiam, czy przypadkiem nie powstało arcydzieło, dzięki któremu każdy przypomni sobie jakieś inne dzieło, sytuację z życia? – Może tak być. Ostatnio czytelniczka powiedziała mi, że ta sytuacja ma miejsce w wielu domach; że to część naszej rzeczywistości. Oczywiście nie chodzi tu o obsesję na punkcie średniowiecza, ale bezwzględność oprawcy względem ofiary. Wszystko w białych rękawiczkach i w wypastowanych butach. To zagadnienie uniwersalne, poruszane przez wielu artystów ze świata muzyki, filmu, literatury. Jak zapewne wiesz, arcydzieła powstają, gdy czytelnik w tekście widzi odbicie siebie, a przyznam Ci się, że bywały chwile, gdy czytając losy Julii, pytałem siebie – skąd autorka tyle o mnie wie? – Julia to wrażliwa jednostka. Z jednej strony słaba, z drugiej bardzo silna, nieprzewidywalna. Potrafi znieść wiele, ale i zadać cios, gdy oprawca się tego po niej nie spodziewa. Myślę, że dobrym hasłem dla tej historii może być też to, że pozory mylą. Czasem oprawca w swej pewności siebie traci precyzję, jest pewien swoich racji, przestaje przyglądać się otoczeniu. Stąpa mocno po ziemi w obranym kierunku, nic innego go nie obchodzi. A w tym „innym” kryje wrażliwa na świat ofiara, która potrafi wymierzyć precyzyjny cios, zadać ból. Bardzo chciałam to przekazać.
fot. Monika Kapelewska
Może słowa Stanisława Lema: „Arcydzieło zrozumie każdy, nawet idiota” pasują tu najbardziej? (śmiech) – Chciałabym, żeby tak było. Na pewno jest tu zawarte uniwersalne przesłanie. Mam nadzieję, że czytelnicy je odnajdą. Mówiąc poważnie, Julia stała się dla mnie bardzo bliska, a w której postaci kryje się Alicja Sinicka?fot. Monika Kapelewska – Myślę, że głównie w Kacprze. Jestem obserwatorem, często czerpię z życia, ale nigdy w sposób oczywisty. Tkam historie z wielu przeżyć, obracam, koloruję. Czasem odczuwam strach, podobnie jak Julia, a czasem ulegam złudzeniu, że mogę wszystko i wtedy na chwilę obracam się w Mikołaja. Szybko jednak się opamiętuję i cieszę się, że jestem w stanie to robić. Wtedy wiem, że mam kontrolę nad swoim życiem. On jej nie ma. I dlaczego nie w Mikołaju? (śmiech) – To psychopatyczna osobowość. Mam nadzieję, że daleko mi do niej! (śmiech) „Co mogę zrobić, żeby się uratować?” – pytanie zawarte na pierwszych kartach Twego dzieła jest jednym z najważniejszych, jakie zadaje sobie główna bohaterka? – Myślę, że zadaje je sobie wielu ludzi, którzy doświadczają przemocy psychicznej. Szukają rozwiązania, czując, jak serce łomocze im w piersi. Często po omacku, rzadko kiedy górę bierze rozsądek. Przemoc osłabia ofiarę. Dodaje sił oprawcy. Bolesne, ale prawdziwe. „Muszę walczyć o prawdę” – powołując się na słowa Julii, pozwolę sobie tak filmowo zapytać: „A co to jest ta prawda, co”? – Prawdą jest rzeczywista relacja między Julią a Mikołajem, a w przeszłości między Joanną a Mikołajem. To prawda, ukryta przez Mikołaja tak głęboko i dobrze, że początkowo nie sposób się do niej przedostać. Zdzisław Wardejn w „Na krawędzi” mówił: „W życiu jest wiele prawd, nie tylko twoja”. W jaki sposób jego słowa pasują do „Służącej”? – Piękne słowa. Ja z kolei wierzę w coś podobnego, że nigdy nie ma prawdy totalnej. Każdy ma swoją. Mikołaj też jakąś posiadał i wierzył w nią. Ona go napędzała. Wierzył, że nie robi krzywdy Julii, a tak właściwie, nie widział, że właśnie to czyni. Podchodził do niej z przymrużeniem oka. Ale jego prawda była wynaturzona, psychopatyczna, tak bardzo krzywdząca. Mam wrażenie, że w życiu wciąż rozbijamy się pomiędzy ludzkimi prawdami. Każda wygląda trochę inaczej. Szukanie prawdy stanowi jedną z lepszych metod tworzenia powieści i charakteryzowania głównego bohatera? – Nie wiem, czy lepszą, ale na pewno moją. Uwielbiam szukać prawdy w tworzonych przez siebie historiach. Każdy bohater musi mieć cel i rzeczywiście bardzo często jest nim odkrycie jakiegoś uniwersum, które ostatecznie zawsze powinno wypłynąć na powierzchnię. A może zaczynasz od tworzenia „diabła w ludzkiej skórze”? Podobno tzw. ciemne postaci są bardziej charakterystyczne… (śmiech) – Tu rzeczywiście tak było. Najpierw wymyśliłam Mikołaja. Uwierzyłam w niego. Jeszcze nigdy tworzenie bohatera nie przyszło mi z taką lekkością. Nigdy nie spotkałam co prawda kogoś takiego, ale czytałam o tego typu ludziach bardzo dużo, głównie z perspektywy ofiar, co automatycznie przywiodło na myśl Julię. Jesteś królową thrillerów domestic-noir i będąc po lekturze „Służącej”, podtrzymuję swoją tezę, że tytuł należy Ci się jak ekranizacja dla „Służącej”, za którą notabene trzymam kciuki. – Rzeczywiście najlepiej czuję się w tym gatunku. Uwielbiam grę pozorów, jakieś niedopowiedzenia, w których zło nacieka na codzienność. Myślę, że to jest bliskie życiu, w moim odczuciu chyba najbliższe. Tak już mam, że często widzę ciemność tam, gdzie inni cieszą się słońcem. Ostatnio w mediach społecznościowych napisałaś, że „Służąca” ukaże się nie tylko w Polsce, ale również w Czechach. Stąd me pytanie, w jakich jeszcze krajach czytelnicy poznają losy Julii? – Na razie tego nie wiemy. Liczę, że książka przekroczy kolejne granice. To chyba marzenie każdego pisarza. Wracając do ekranizacji, to kiedy ujrzymy Twą ostatnią powieść na mniejszym lub dużym ekranie? – Na razie mamy trzy zwiastuny książkowe: „Winna”, „Stażystka” i „Służąca”. Cieszę się z każdego tego projektu. Ekranizacja byłaby marzeniem. Może już wyraziłaś zgodę na sprzedaż praw do ekranizacji którejś z Twych powieści? – Na razie nie. Ale liczę, że w przyszłości to się zmieni. A tak poważnie, to tym wywiadem przeszkadzam w odbieraniu telefonów od osób ze świata filmu, bądź serialu? – Ale do tego jeszcze nie doszło. Myślę, że w moim wypadku tego typu projekty rozgrywają się trochę inaczej. Pierwszym ogniwem jest zawsze wydawca, a dopiero później wieści płyną do mnie. „Stażystka” została wyróżniona na festiwalu Mazovia Warsaw Film Commision, jako książka, którą warto by było zekranizować. Jakieś małe kroki już są, wierzę, że na większe też przyjdzie czas. W sytuacji, gdy któreś z Twych dzieł zostanie zekranizowane, to we wspomnianej produkcji w którejś roli ujrzymy niejaką Alicję Sinicką? – (Śmiech) Jak już to w bardzo malutkiej! Pojawię się i zniknę. Myślę, że to byłaby dla mnie najlepsza rola. Podobnie jest ze wszystkimi książkami, które napisałam. Pojawiłam się w nich jako autorka i zniknęłam, przekazując historię czytelnikom. Ciekawym wyzwaniem byłoby poznanie swego dzieła z perspektywy przywołanej w powyższym pytaniu? – Na pewno nie chciałabym wchodzić w rolę któregoś z bohaterów. To są jednak dla mnie obce byty, może nawet bardziej obce, niż bohaterowie opowieści innych autorów. Czuję, że miałabym poważną blokadę, by zanurzyć się na powrót w którymkolwiek z nich. Za każdym razem, gdy zaczynam pisać książkę, otwiera się we mnie kanał, który później zamykam. Nieodwracalnie. Nie da się do niego wrócić. Ktoś powie: „A „Oczy wilka”? Przecież tu napisałaś trzy tomy”. Tak naprawdę w każdej części bohaterowie są trochę inni. Sytuacje, z jakimi się zmagają, wypływają z moich kolejnych doświadczeń. Skoro już przy warsztacie pisarki jesteśmy. Nie miewasz koszmarów sennych po wykreowaniu tylu psychopatów na łamach licznych powieści? (śmiech) – Do czasów „Służącej” nie miałam. Ale Mikołaj wszystko zmienił. Bałam się go. Pewnej nocy po skończeniu trudnej sceny, która była jego udziałem, stanęłam z nim twarzą w twarz. Błysnął mi przed oczami, a potem zniknął. Nie spałam. To się wydarzyło naprawdę. Ta krótka halucynacja uzmysłowiła mi, że naprawdę stworzyłam odrębny byt. Gdy rozmawiam z pisarzami, to każdy przyznaje, że ma swój sposób na wychodzenie z ostatnio napisanej powieści. I tak się zastanawiam, jaką Ty masz metodę? – Długo nie miałam żadnej, ale teraz już wiem, że potrzebuję około miesiąca na reset. Wtedy chłonę książki, oglądam reportaże. Odpoczywam i jednocześnie powoli szykuję się do nowej przygody. Bo pisanie to dla mnie wielka przygoda. Może jak Remigiusz Mróz jesteś już w zapisie kolejnej powieści? (śmiech) – Nowa powieść jest już napisana, teraz szykuję się mentalnie do kolejnej. À propos uzależnienia od tworzenia, to Ty już na nie cierpisz, czy jeszcze cieszysz się wolnością od zapisu? (śmiech) – Z jednej strony się cieszę, a z drugiej bez tworzenia czuję się niekompletna. Jakbym na czas odpoczynku od pisania zmieniała się w inną osobę. Lubię ten stan, ale tylko wówczas, gdy wiem, że nie jest permanentny. I na koniec już nie zapytam, a zaapeluję do autorki „Służącej”: czekam na kolejne dzieło Alicji Sinickiej jak na przyjście św. Mikołaja, a kto jak kto, ale Ty wiesz, że uwielbiam być obdarowywany… (śmiech) – Nowa książka planowana jest na maj. Jestem bardzo ciekawa, co o niej powiesz. Panie i panowie, tym razem w serii „Zapytanych” gościła Alicja Sinicka – królowa thrillerów domestic-noir. – Dziękuję serdecznie. Rozmowa z tobą Kamilu, to jak zawsze czysta przyjemność.
fot. Monika Kapelewska
Comments